Siostrzane refleksje nad Słowem
Poczwórna pokusa /Mt 4, 1-11/
Pan Jezus na początku swej publicznej działalności, wiedziony przez Ducha Świętego, pości na pustyni przez czterdzieści dni. Jako człowiek walczy z pokusami… On może współczuć wszystkim naszym słabościom… I nie tylko współczuć, w Nim nasze zwycięstwo! Poddany próbie - zwyciężył, czerpiąc siłę z Ojca. Tamte pokusy kierowane do Pana Jezusa są poniekąd „modelowe” dla każdej i każdego z nas. Szatan i nam próbuje wmówić, że będziemy szczęśliwi, kiedy potrzeby naszego ciała postawimy na pierwszym miejscu… i nam także podsuwa pokusę nieakceptacji woli Boga i swojej historii… i my tego doświadczamy… dlatego potrzebujemy ufnego zawierzenia Panu Bogu, żeby nigdy - ulegając tej pokusie - nie redukować Boga do „pomocnika” dla realizacji własnych planów. Dotyka nas także i trzecia pokusa… kuszenie do oddania pokłonu szatanowi poprzez zastosowanie diabelskich metod… kłamstwa, oszustwa, plotek, podstępu, intryg, manipulacji - by zdobywać władzę nad innymi. Obok tych trzech pokus, warto także zobaczyć skrzętnie ukrytą czwartą (a właściwie pierwszą niczym pra-pokusę), o której kiedyś przypomniał o. Stanisław Łucarz SJ w jednym ze swoich kazań. Szatan kusi rozpoczynając podstępnie od zwrotu „Jeśli jesteś Synem Bożym” -
nie mówi, „Jesteś Synem Bożym, to…”, bo szatan zanim zacznie kusić do konkretnych grzechów, najpierw chce zniszczyć naszą relację z Panem Bogiem, podważyć to, że Bóg nas kocha… tak, jak chciał podważyć synostwo Jezusa…
Jeśli jesteś - a może nie jesteś… Jeśli cię kocha - a może cię w ogóle nie kocha… To bardzo chytra i przebiegła pokusa, która dotyka tym mocniej im jest ciężej… że Bóg nas opuścił, zostawił… szatan chce uzyskać to, żebyśmy w to uwierzyli i zostali sami, żeby on mógł już swobodnie nami manipulować... Tymczasem nasz Bóg jeśli „nie pozostawia obok nas śladów na piasku”, to zupełnie z innego powodu…
Sen miałem wczoraj.
Sen, jeden z niewielu,
jakie ma pamięć zachować zezwoli.
Plaża ogromna, dziewicza się ściele,
a na niej Jezus, kroczący powoli.
Ujrzał mnie nagle.
Przywołał do siebie.
Więc szliśmy brzegiem, wśród ciszy i blasku.
Pogoda cudna - ni chmurki na niebie,
tylko za nami dwa ślady na piasku.
Nagle się niebo całunem nakrywa.
Jak na ekranie, widzę życie moje.
Scena po scenie szybko się rozgrywa,
przywodząc przeto radości i znoje.
My wciąż idziemy równym, wolnym krokiem,
niebiański ekran wciąż me życie toczy,
chronologicznie, każdy rok za rokiem.
To się uśmiechnę, to znów przymknę oczy.
Nagle niechcący do tyłu spojrzałem:
raz ślad się urwał, to znów był podwójny,
lecz się Jezusa zapytać nie śmiałem.
Na niebie właśnie nadszedł okres wojny.
Te przerwy w śladach spokoju nie dały!
Patrzyłem w niebo obojętnym okiem,
myśląc dlaczego ślady się zrywały?
A szliśmy przecież stale równym krokiem.
Wreszcie ciekawość wzięła mnie w okowy.
Spytałem: "Panie! Czemu nasze ślady raz są podwójne
- pojedyncze znowu, bo wytłumaczyć tego nie dam rady?"
"Synu - Pan rzeknie - gdy jesteś w swym życiu
w niebezpieczeństwie, albo też udręce,
ja czuwam stale, a czuwam w ukryciu
i w tych momentach biorę cię na ręce..."
Taki właśnie jest nasz Bóg! To najlepszy Ojciec i obchodzi się z nami jak z ukochanymi dziećmi! Kocha, czuwa, dźwiga… ale też pokazuje, jak przezwyciężać pokusy, jak Jego zwycięstwo ma się i w nas dokonywać. Pan Jezus odpowiadając szatanowi używa Słowa Bożego, nie innych słów. Znamy więc drogę, On ją pierwszy przeszedł i ją nam pokazał…
On Sam jest Drogą…
Boże mój - dziś o jedną rzecz proszę Ciebie, o jedną błagam… nie daj mi wątpić o Twojej Miłości, nigdy nie wątpić o Twojej Miłości!
s. Urszula T.