„Niewidomy żebrak” /Mk 10, 46b-52/
Pierwsza myśl jaka się pojawia w mojej głowie gdy medytuję ten fragment to myśl o tym, że ja tak naprawdę w ogóle nie wiem na czym polega bycie niewidomym… Zapewne nawet mi się nie śni co to jest…? Jaka to życiowa trudność, bariera…
Spotkałam w swoim życiu takie osoby i obserwowałam w mediach że są, żyją funkcjonują z pomocą innych i różnych sprzętów - otwiera się dla nich coraz więcej możliwości na normalne życie
i funkcjonowanie w społeczeństwie, rodzinie, pracy, szkole… Właśnie teraz w tych czasach nauka
i technika wychodzi naprzeciw tych ludzi. Ale wtedy w czasach gdy żył Pan Jezus, Bartymeusz - jak czytamy - był żebrakiem czyli nie miał nic, żadnych możliwości, szans, perspektyw….Po ludzku przegrany, ktoś kto w ogóle się nie liczy, mogło by go nie być i nikt by nawet nie zauważył, nie przejął się… Myślę jednak patrząc na Niego, że miał w sobie coś bardzo ważnego co było Jego siłą w tej sytuacji w jakiej się znajdował. Według mnie była to wiara i nadzieja. Tego nie był w stanie nikt Mu odebrać, ani skrajna bieda ani choroba. Od dzisiaj dla mnie Bartymeusz to patron niezłomnej wiary i nadziei… Jego postawa determinuje mnie by nie poddawać się gdy piętrzą się trudności, by nie rezygnować
w trakcie przed „metą” w różnych życiowych sytuacjach… Bartymeusz uczy mnie wołać głośno do Jezusa i pokazuje, że On nie wzgardzi, nie przejdzie obojętnie, gdy moje serce woła z wiarą i nadzieją. Odpowie na moje wołanie, przystanie, uzdrowi, uleczy, opatrzy na tyle na ile potrzebuję.
s.Ilona